piątek, 29 listopada 2013

Percabeth

 Hej :3 Zapraszam Was na mój pierwszy w życiu one-shot ^.^ Komentujcie! Dzięki temu będę mogła się porawić, co jest dla mnie bardzo ważne :)
~~~
 -Tato, Tato!!! A Yonathan pokazał mi język!-zawołała mała, śliczna dziewczynka. Na imię jej było Alice. Miała nie więcej niż 6 lat, piękne blond włosy po mamusi i zielone oczy po tatusiu. Ubrana była w niebieską koszulkę i dziecięce legginsy. Właśnie bawiła się ze  swym o rok starszym bratem, Yonathan'em, w piaskownicy. Miał on ciemne włosy po tacie i szare oczy po mamie. Miał na sobie jeansy oraz koszulkę z motywem z bajki.
Było niedzielne popołudnie. Państwo Jackson wybrali się do parku z dziećmi. Pani Jackson, zwana także Annabeth, miała ok. 30 lat, lecz  nie było po niej tego widać. Wielu powiedziałoby: ,,Jak to? A te siwe pasmo włosów?" Och, jak nie wiele wiedzieli oni o niezwykłości tej rodzinki! Otóż zarówno Pani Jackson, jak i Pan Jackson, na którego mówią Percy (co jest zdrobnieniem od Perseusz), są dziećmi greckich bogów. Tak, właśnie tych, o których trują nauczyciele historii! Dzięki swemu niezwykłemu pochodzeniu, w młodości przeżyli wiele przygód, m.in dżwigali nieboskłon, kilka razy uratowali świat. Oczywiście, ich dzieci nie wiedzą, że gdy pójdą do szkoły i będą się uczyć o Helladzie oraz o tych wszystkich obrządkach i ustrojach, tak naprawdę będą uczyć się o swoich korzeniach.
Zostawmy przygody z młodzieńczych lat Annabeth i Percy'ego. Wróćmy do niedzielnego popołudnia w parku. Był to 16 lipca, a więc kolejna rocznica ślubu Państwa Jackson. Są oni małżeństwem już od 10 lat. Niezwykłe, biorąc pod uwagę, jakie były początki ich znajomości. Annabeth była bardzo podekscytowana. Czekała na ten dzień już od bardzo dawna. Nieraz wyobrażała sobie, jak będzie wyglądać. Marzyła, by jej mąż w końcu wykrzesał w końcu z siebie choć nutkę romantyzmu. Ona natomiast, zaraz po przebudzeniu, złożyła na ustach męża słodki pocałunek i życzyła mu wszystkiego najlepszego. Ciągle zastanawiała się, co mąż przygotował na ten specjalny dzień. Pan Jackson, jak to on ma w zwyczaju, zapomniał o 10 rocznicy ślubu, ale nie mógł przecież się do tego przyznać! Jego żona, Annabeth, choć od dawna nie ćwiczyła, wciąż była córką bogini mądrości i strategi. Mogła go z łatwością zabić, co wściekłej kobiecie może się zdarzyć. Percy musiał coś szybko wymyślić. Postanowił, że na początek zabierze rodzinę do parku.
  -Kochani! Szykujcie się! Za chwilę idziemy do parku.-oświadczył, gdy na zegarze wybiła 3 popołudniu. Byli już po obiedzie, więc wszyscy, a zwłaszcza dzieci, mieli mnóstwo energii. Jako, że Annabeth nie była typową kobietą, nie musiał długo czekać. Wyszykowała się w parę minut i to bez marudzenia, że nie ma w co się ubrać.
Wybrali się spacerkiem do parku. Teraz mieszkali w środkowej Europie, by uniknąć mitologicznych potworów, które mogły zagrażać ich dzieciom. Wyprowadzili się z Obozu około rok po ślubie, który odprawili na Olimpie. Sam Zeus im to zaproponował! Ponoć było to wspaniałe przyjęcie. Niestety, wszystko się kończy i Jacksonowie musieli się przeprowadzić do małego miasteczka z dala od potęgi Olimpu. Jako, że do parku mieli całkiem blisko, byli na miejscu w chwilę potem.  Skierowali się na ulubiony plac zabaw ich dzieci. Alice i Yonathan pognali do piaskownicy, a Państwo Jackson usiedli na ławeczce nieopodal.
-Pamiętasz, że dzisiaj 16 lipca, Glonomóżdżku?-zapytała Pani Jackson. Uwielbiał, gdy tak go nazywała. Pomimo, że to przezwisko miało już tyle lat, dla niego wciąż było wyjątkowe i sprawiało, że czuł się wyjątkowo.
-Tak, oczywiście.-odpowiedział pospiesznie. Wciąż zastanawiał się, co kupić żonie.
-I oczywiście pamiętasz, co stało się równe 10 lat temu. -sarakstycznie stwierdziła, a może zapytała Pani  Jackson.
-Oczywiście, Mądralińska. Coś sugerujesz?-zapytał oskrżycielskim tonem Pan Jackson.
-Nie, kochanie. Oczywiście, że nie.
-Przejdę się. Zaraz wracam.-powiedział, urywając temat.
-Gdzie idziesz?
-Ja...yy...-wymamrotał coś niezrozumiale, po czym odszedł szybkim tempem w kierunku centrum miasta. Postanowił kupić swej żonie jakiś prezent. Tylko co?
-Wracaj szybko!-zawołała do niego Ann, choć był tak daleko, że prawie tego nie słyszał.
-Myśl, Percy, myśl.-mamrotał sam do siebie.Co kupić córce Ateny? Biżuterię? Nie, zbyt afrodyckie. A może bukiet róż? Nie, zbyt demeterowate. -Już wiem! Książkę!-odparł i skierował się do księgarni. Na półkach stało mnóstwo książek. Ma tylko chwilę. Musi, jak najszybciej wybrać! Wezmę pierwszą, która wpadnie mi w ręce!, pomyślał syn Posejdona i sięgnął do półki po prawej. Wyciągnął pierwszą, lepszą książke. ,,Mity Greckie". Zaśmiał się. Jego żonie bardzo przyda się ta książka, przecież sama nie zna na pamięć wszystkich mitów. Spróbował ponownie. Tym razem udało mu się zdobyć jakiś kryminał. Niech będzie!, pomyślał i skierował się do kasy. Zapłacił i wyszedł.
-To wciąż mało! Co jeszcze mogę zrobić?-myślał, myślał, aż wymyśił. Kolacja w eleganckiej restauracji! Zabierze swą ukochaną do restauracji. Świetny pomysł, ale co z dziećmi? Zadzwonię do paru kumpli, może któryś zgodzi się nimi zająć?, rozmyślał Pan Jackson. W końcu, po kilku telefonach, zgodził się Adam, kolega z pracy.
-Dzięki wielkie, stary! Rozumiesz...to już 10.-mówił Pan Jackson.
-Wisisz mi kolejkę! A nawet 2, bo to dwójka dzieci.-śmiał się przyjaciel.
-Jasne, nie ma sprawy! W następny weekend gdzieś razem skoczymy, ale póki co muszę kończyć, nara!
Zaczął biec w stronę parku. Spojrzał na zegarek. Nie było go jakieś 20 minut. Oj, niedobrze!
-Już jestem, Ann.
-Całe szczęście! Martwiliśmy się o Ciebie.-odpowiedziała mu ukochana. Wiedział, co oznacza ten ton. Annabeth wciąż bała się, że namierzą ich potwory. Mówi, że czasem ma sny, jak dopadają ich Erynie. Oby nie były  te sny. Sny, wróżące przyszłość.
-To dla Ciebie.-powiedział, wręczając jej książke.-Wszystkiego najlepszego. Kocham Cię.
-Dziękuję, Glonomóżdżku! Też Cię kocham!-odpowiedziała przeszczęśliwa Pani Jackson, a następnie złożyła namiętny pocałunek na ustach męża.
-Bleee! Jak oni tak mogą?-zapytała brata Alice.-To ohydne.
-No wiem. Paskuda!-zgodził się Yonathan.
-Dobra, koniec tej zabawy.-powiedział Pan Jackson do dzieci, gdy żona wypuściła go z objęć.-Wracamy do domu.
I cała rodzinka Jackson wróciła do domu. Zaraz po powrocie Pan Jackson zwrócił się do Pani Jackson:
-Mam dla Ciebie jeszcze jeden prezent. Zabieram cię na kolację do ,,Bad Cat".
-Och, Percy! Nie spodziewałam się. Jesteś niesamowity! Jak mogłam myśleć, że zapomniałeś?
-No właśnie! Ja i zapomnieć?-powiedział Pan Jackson i pocałował Panią Jackson. Tym razem mu się udało.
***
Pani Jackson zaczęła przygotowywać się do wyjścia. Założyła swoją najelegantszą suknię. Była to tzw. mała czarna. Do tego czerwone szpilki z obcesem 15 centymetrów i czerwona kopertówka. Swoje blond loki spięła w elegankiego koka i wypuściła jedno pasmo wzdłuż policzka. Zrobiła delikatny makijaż, podkreślający jej naturalne piękno. Przejrzała się w lustrze. Była gotowa.
W  tym samym czasie Pan Jackson zadzwonił do restauracji ,,Bad Cat".
-Dzień dobry. Chciałbym zarezerwować stolik dla dwojga.-powiedział Pan Jackson do słuchawki.
-Dobrze.-odparł męski głos.- Najbliższy termin... 16 września.
-Słucham?!!
-16 września.
-To chyba jakieś nieporozumienie.
-Nie, sir.
-Nie ma już  ż a d n y c h  wolnych stolików na dzisiejszy wieczór?
-Niestety, ale nie.
-Jest pan pewien? Może ktoś odołał rezerwację?
-Już mówiłem: nie.
-No, cóż. Dziękuję. Miłego wieczoru.-odparł Percy i się rozłączył.
Fatalnie. Co on teraz zrobi? Myśl, Glonomóżdżku. Myśl!, powtarzał sobie w myślach.
-Już prawie jestem gotowa, kochanie. Jeszcze tylko chwila.-zawołała Pani Jackson z łazienki. Chwila? Ale do czego? Końca mojego życia?!, myślał Percy. Coraz czarniejsze myśli zbierały się w jego głowie. Co mógł począć? Przyznać się, że nie zarezerwował stolika wcześniej? Nie, odpada.
Nagle wpał na genialny pomysł. Pobiegł do pokoju, otworzył szafę i wyjął parę jeansów i koszulkę, z jego i Ann, ulubionym zespołem.
Dzrzwi łazienki otworzyły się. Pan Jackson spojrzał na kobietę, która stała w ich progu. Czy to... Annabeth? To jest jego żona?! Jego Mądralińska?! Nie mógł w to uwierzyć.
-Co tak stoisz, Glonomóżdżku?-zapytała kokieteryjnym głosem Annabeth.
-Eee... no... bo ten...-jąkał się Percy.
-Co znów przeskrobałeś?-zapytała Annabeth groźnym głosem i stanęła z rękami założonymi na klatce piersiowej.
-Nie, nic! Tylko, że... nastąpiła mała zmiana planów.
-Jaka?
-,,Bad Cat" jest dzisiaj zamknięte...
-Och, ale szkoda. Po co ja się tak szykowałam? I ta sukienka...
-Nie martw się, kochanie. Mam co innego w planach.-powiedział Percy i mrugnął do swej żony. Tak naprawdę plan wykiełkował w jego głowie, kiedy ujrzał Panią Jackson w tak eleganckiej wersji. Była to dziwna odmiana, w porównaniu do normalnego stylu, czyli jeansów i T-shirtu.
-Naprawdę?-zapytała z nadzieją w głosie.
-Tak, naprawdę. Idź się przebierz w normalne ubrania.-powiedział.-I Ann... nie śpiesz się.
-No, dobrze.-powiedziała Pani Jackson i skierowała się do pokoju, gdzie stała jej szafa.
Percy szybko zadzwonił do pizzeri i zamówił największą pizzę wegetariańską. Do tego 2 cole. Następnie zatelefonował do kumpla, przeprosił za zamieszanie i powiedział, że jednak nie musi przychodzić. Znalazł jakąś starą komedię romantyczną na DVD, włożył ją do odtwarzacza i włączył telewizor.
Usłyszał dzwonek do dzrwi. To pewnie pizza. W samą porę!, pomyślał Pan Jackson.  Otworzył dzrzwi, zapłacił i wziął ogromne opakowanie pizzy i napoje. Położył wszystko na stole, a butelki z napojami otworzył. Zasłonił żaluzję, przyćmił światło w pokoju i rozsiadł się wygodnie na kanapie.
Pani Jackson w ciągu tych 20 minut zdążyła się przebrać, zmyć makijaż i zmienić fryzurę. Dwa razy. W końcu stwierdziła, że czas wyjść z pokoju.
-Percy!-zawołała.
-Tak, Ann?-odpowiedział jej głos z salonu. Skierowała swe kroki w tamtym kierunku. Weszła do pokoju i była w totalnym szoku. Na środku stolika, stała jej ulubiona pizza i to w przeogromnych rozmiarach. Do tego dwie butelki coli obok, a na ekranie telewizora jeden z jej ulubionych filmów.
-Percy!!! Jesteś niesamowity!-nie mogła wytrzymać z emocji, a po jej policzku spłynęła pomału łza wzruszenia. Percy podszedł do niej objął ją w tali i szepnął do ucha:
-Wszystkiego najlepszego. Kocham Cię.
-Ja ciebie też, Percy. Jesteś wspaniały.
Przez resztę wieczoru jedli pizze, popijali colę i oglądali różne filmy. Ciągle gadali o minionych latach. Także o czasach, gdy mieli po 12 lat. Śmiali się i płakali. Razem. Już na zawsze.

2 komentarze:

  1. Przyjmujesz krytykę, prawda? Więc trochę Ci wygarnę.
    Trzy, dwa, jeden... Zaczynam. Jak dla mnie cały Twój był po prosu nuuudny. Sorry, ale lubię, kiedy coś się dzieje, a tutaj akcji najzwyczajniej w świecie brak. Poza tym, jeśli w tytule jest napisane "Percabeth", to od razu na myśl przychodzą herosi. A herosowych scen tutaj nie było wcale. Wszystko przedstawione było tak strasznie... normalnie. Ogółem ten one shot mógł być nie o Percabeth, tylko o pierwszej lepszej parce z osiedla. Mam nadzieję, że mnie rozumiesz. Nie będę mówić o standardowych błędach ortograficznych lub interpunkcyjnych, bo chyba każdemu się takie zdarzają.
    Co nie oznacza, że było do bani. Pomijając, że mało heroskowe i w ogóle nie kojarzy mi się z Percabeth, to przejdzie. Co jeszcze mogę dodać: doskonal się w tym, co robisz! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki za krytykę. Jestem zadowolona, że ktoś w końcu napisał porządną krytykę, a nie tylko ,,Woooow!". Mało herosowe, bo na konkurs xD Błędy są, bo dyslekcja :) Dzięki za szczerą opinię, mam nadzieje, że kolejne posty też skomentujesz :)

      Usuń